Nie było jeszcze takiego filmu o zwierzętach. "Gunda" jest nakręconym z niespotykaną empatią portretem zwierząt hodowlanych: tytułowej świni i jej młodych, a także krów i kurczaków. Wybitny dokumentalista Wiktor Kossakowski, jak sam o sobie mówi: pierwszy wegetarianin ZSRR, postawił kamerę na wysokości oczu swoich bohaterów. Reżyser wybrał powolną obserwację. Zrezygnował z muzyki i koloru, aby nie manipulować zanadto emocjami. Mimo to Pozostawia widzowi swobodę interpretacji. Nie sposób jednak po seansie nie pomyśleć o własnym stosunku do hodowli przemysłowej zwierząt i jedzenia mięsa. "Gunda" jest kameralnym dokumentem nakręconym z wielkim sercem i otwartą głową. Film Kossakowskiego przywołuje na myśl słowa noblistki, Olgi Tokarczuk, byśmy zaczęli patrzeć na zwierzęta czule i uważnie oraz otworzyli się na intymność ich świata.
Eksperci oceniający film: Urszula Biel
Gunda jest filmem o bardzo wysokich walorach artystycznych, bez tradycyjnie rozumianej akcji, wymaga od widza wrażliwości i otwartości.
Tytułowa świnia Gunda mieszka na farmie i właśnie została mamą
gromadki prosiąt. Reżyser obserwuje z bliska pierwsze tygodnie ich życia: niezgrabne wspinaczki po potężnym ciele matki, by sięgnąć do pełnego mleka sutka; przepychanki przy śniadaniu i radosne taplaniny w błocie. Kamera pracuje na wysokości zwierzęcych oczu, więc i my przyjmujemy perspektywę prosiaków i ich mamy, a z czasem także krów i kur, które Kossakowski również filmuje. Ta perspektywa pokazuje, bez żadnego dydaktyzmu i pouczania, jak złożone są światy psychiczne zwierząt hodowlanych. Przepięknie sfilmowana, czarno-biała „Gunda” tylko pozornie obywa się bez dialogów. Tak naprawdę przez cały czas słyszymy chrumkanie i piski, piania i świergoty, bzyczenie i posapywania. Cały świat ze sobą nieustannie rozmawia, a unikalne dzieło Kossakowskiego pozwala nam to usłyszeć.