Wypełniony ciszą portret radzenia sobie z nagłym brakiem. Minghun to bardzo refleksyjna, a zarazem wielokulturowa opowieść o ojcu żyjącym w cieniu wielkiej straty. Bohater chciałby być sam, pogrążony w ciszy i wspomnieniach, jednak jego spokój zaburza natrętny teść z Hongkongu, który nalega na przeprowadzenie niezrozumiałego rytuału. Film Jana P. Matuszyńskiego to ciekawy punkt wyjścia do szerokiej dyskusji na temat przeżywania żałoby w różnych społecznościach. Opowiadana historia zachęca do dogłębnego poznawania innych kultur oraz głębszych znaczeń stojących za – na pierwszy rzut oka niezrozumiałymi – zachowaniami. Osobliwy tytułowy rytuał może budzić zdziwienie i oburzenie – jak w przypadku rodziny młodego muzyka disco-polo. Może jednak również, po odpowiednim przygotowaniu i w sprzyjającym okolicznościach, nieść wewnętrzny spokój, nadzieję i ukojenie. Film świetnie operuje czasem i przestrzenią. Opowiadana historia z wielką subtelnością dotyka tematów transcendentnych. Ukazuje osobliwe działanie przeznaczenia i sił znacznie większych od człowieka. W tym celu miesza ze sobą przeszłość z przeszłością i powoduje konfuzję co do ontologicznego statusu niektórych scen. Kluczowy dla fabuły brak, zniknięcie, oddawany jest poprzez przestrzeń. Minghun pełen jest szerokich, pustych kadrów i przestrzeni liminalnych (korytarze, podjazdy, poczekalnie). Zwraca uwagę również sposób filmowania mieszkania głównych bohaterów, które wręcz zionie pustką z widocznych w głębi kadru pokojów. Dzięki tym kapitalnym zdjęciom oraz wykorzystaniu scenografii widz wkracza w bardzo prywatną przestrzeń głównego bohatera - może poczuć jego samotność i ból Minghun to film bardzo wdzięczny do analizy i interpretacji, ale mogący czasami sprawiać problem młodym widzom ze względu na niespieszną narrację i refleksyjny charakter. Będą musieli np. poskładać sobie relacje między zięciem a teściem czy wcześniejsze wydarzenia z życia Jerzego, które przekazywane są w oszczędnych sposób. Zauważenie tej specyfiki formalnej może być okazją, by uświadomić widzowi, jak ważne jest skupienie podczas projekcji części filmów, a szerzej - jak ważne jest wsłuchanie się w drugiego człowieka i jego historię. Film pozwali poruszyć z młodzieżą temat straty bliskiej osoby oraz różnych postaw ludzi, którzy się z nią mierzą. Podany w sposób subtelny, przystępny i nieobciążający może stać się ciekawą propozycją i punktem wyjścia do rozmowy, której bardzo brakuje – większość młodych ludzi nie rozmawia lub nie potrafi rozmawiać o śmierci. Film pokazuje, iż przepracowanie straty jest procesem, z którym każdy radzi sobie na swój sposób - w zależności od tego, z jakiego kręgu kulturowego pochodzi; tego, co wyniósł z domu; jakie ma przekonania czy wierzenia. Nie ma tu dobrej czy złej drogi. Minghun uświadamia, iż dobre jest to, co w danym momencie wydaje się potrzebne konkretnej osobie. Ciekawym jest, iż reżyser nie mówi wyłącznie o tych, którzy cierpią po stracie tu i teraz, ale rozszerza perspektywę również na tych, którzy odeszli. Tytułowy chiński rytuał minghun ma bowiem uchronić osobę zmarłą od samotności po drugiej stronie. Ta piękna tradycja zadbania po raz ostatni o zmarłą córkę przynosi ukojenie bohaterowi granemu przez Marcina Dorocińskiego. Uświadamia też, że czasem warto sięgnąć do innych kultur, jeśli mogą one wspomóc nas w przepracowaniu straty. Dodatkowo, postawienie naprzeciw siebie pełnego duchowości Benny’ego oraz kierującego się rozumem Jurka przypomina dylemat: „czucie i wiara” czy „mędrca szkiełko i oko”, zachęcając do rozwinięcia tego wątku po obejrzeniu filmu.
Film oceniało 3. ekspertów ZEF. Eksperci rekomendujący film: Iwona Bartnicka, Kaja Łuczyńska |
Film dotyczy tematu śmierci, utraty bliskiej osoby. W dialogach rzadko zdarzają się przekleństwa.
Jurek wraz ze swoim teściem Benem konfrontuje się ze stratą bliskiej osoby i decyduje odprawić chiński rytuał minghun, tzw. zaślubin po śmierci. Bohaterowie ruszają w emocjonalną podróż, której celem jest znalezienie idealnego partnera na wieczność. Zderzenie odmiennych kultur ma pomóc uświadomić zarówno filmowym postaciom, jak i widzowi, że bez względu na pochodzenie wszyscy przynależymy do jednej człowieczej rodziny. „Minghun” to opowieść o nadziei, miłości i poszukiwaniu sensu życia oraz tego, co nastaje po nim. Film w ironiczny sposób konfrontuje nas ze stratą, własnymi przekonaniami i duchowością. To poruszające, czułe i osobiste kino, które opowiada o najważniejszych wartościach w życiu człowieka, dając widzowi to, co w naszych czasach najpotrzebniejsze – nadzieję.